Z problemem śmieci morskich można zmierzyć się na wiele sposobów. Największym uznaniem cieszą się zazwyczaj działania zapobiegawcze, takie jak zwiększanie świadomości zagrożeń związanych z wykorzystywaniem tworzyw sztucznych, czy poszukiwanie przyjaznej dla środowiska alternatywy. Często mówi się też o usprawnianiu istniejących systemów gospodarowania i utylizacji odpadów (albo wdrażaniu takich systemów w miejscach, w których utylizacja śmieci nie jest odgórnie regulowana1Szacuje się, że dwa miliardy ludzi żyje w miejscach, gdzie nie istnieją żadne sensowne systemy gospodarowania odpadami. Oznacza to, że jedna czwarta światowej populacji zmuszona jest wyrzucać śmiecie, w tym plastik, za próg własnego domu. Albo do najbliższej rzeki.) oraz wszelkiego rodzaju nakazach i zakazach, zmierzających do wymuszenia zmian wśród najbardziej zatwardziałych entuzjastów plastikowego status quo. Skupiając się na źródłach problemu, rozwiązania te dają nadzieję na ucięcie łba przysłowiowej Hydrze, czyli trwałe ograniczenie ilości plastiku trafiającego do oceanów. Należy jednak pamiętać, że wprowadzenie ich w życie na szerszą skalę jest często skomplikowane i czasochłonne, bo wkraczają one w sferę polityki i biznesu, gdzie dobro środowiska rzadko traktowane jest priorytetowo. A czas leci.
Sval & Bard, czyli profilaktyka z przymrużeniem oka.
Powyższy odcinek dotyczy problemu właściwej utylizacji śmieci na Svalbardzie.
Inicjatywy takie jak Sørkapp Marine Litter Cleanup są przykładem innej taktyki (więcej informacji na temat założeń projektu możecie znaleźć tutaj). Usunięcie śmieci zalegających wzdłuż wybrzeży nie likwiduje, co prawda, źródeł problemu, ale przynosi natychmiastowe, pozytywne rezultaty w postaci eliminacji bezpośredniego zagrożenia, jakie pozostawiony na pastwę losu plastik stanowi dla miejscowej fauny. A zagrożenie jest poważne, nawet w odległych zakątkach Arktyki, gdzie śmieci jest niestety coraz więcej. O tym skąd się tam biorą i dlaczego tak trudno je pozbierać, opowiadaliśmy tutaj.
Arktyczna rzeczywistość w dobie plastiku
© Svalbard Intertidal Project 2018
Mimo że wizerunek plastikowego śmiecia nie jest pierwszą rzeczą, która staje nam przed oczami na hasło „zagrożenie”, dla wielu zwierząt spotkanie z nimi kończy się tragicznie. Dzieje się tak dlatego, że instynkt, którym kierują się zwierzęta, nie zdążył się jeszcze zaktualizować i wciąż wymaga zasadniczych poprawek dotyczących zachowania w obliczu plastiku.
Na Svalbardzie, znalezienie wystarczającej ilości pożywienia jest przez większą część roku nie lada wyzwaniem, zwłaszcza teraz, kiedy sytuację żywieniową dodatkowo komplikują zmieniające się warunki klimatyczne. Weźmy, na przykład, renifery. Mimo że, w normalnych okolicznościach, ich jedyną spiżarnią jest arktyczna tundra, coraz częściej zapuszczają się na plaże, gdzie – przy odrobinie szczęścia – mogą liczyć na posiłek z wodorostów2Więcej informacji na ten temat znajdziecie w artykule opublikowanym na stronie Norwegian SciTech News.. Zdarza się jednak, że wodorosty serwowane są w kłębowiskach starych sieci rybackich, a te mogą okazać się śmiertelnie niebezpieczne dla zwierzęcia, które zabiera się do jedzenia w „rosochatej koronie” w postaci poroża.
Ten renifer wycieczkę na plażę przypłacił życiem
© Svalbard Intertidal Project 2018
Typowemu reniferowi dużo łatwiej zaplątać się w sieć niż się z niej wyplątać, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę jej wytrzymałość. W rezultacie, pechowcy pozostają na plażach, kompletnie unieruchomieni, gdzie umierają z głodu albo stają się łatwym łupem dla drapieżników. Niedźwiedzie i lisy zdążyły się już bowiem nauczyć, że regularne inspekcje wybrzeży mogą przynieść korzyści. Czy przeczuwają, że zalegające tam śmiecie są niebezpieczne również dla nich? Prawdopodobnie nie.
Niedźwiedź polarny podczas inspekcji zaśmieconego wybrzeża
© Ilja Leo Lang, Association of Arctic Expedition Cruise Operators (AECO)
Sieci oraz inne plastikowe odpady przyciągają nie tylko miejscowe gatunki ssaków, ale też wiele gatunków ptaków. W niektórych przypadkach wabikiem jest kolor śmieci, który wyraźnie odcina się od otoczenia, częściej jednak sekret tkwi w zapachu alg, którymi śmiecie pokrywają się dryfując w oceanie. Bez względu na to, czym faktycznie wabią, to właśnie ptaki najczęściej padają ich ofiarą. I nie chodzi tu tylko o ryzyko zaplątania, ale też o fakt, że plastik stanowi coraz częstszy składnik ptasiej diety.
Przykłady publikacji poświęconych problemowi plastiku w ptasiej diecie
Opracowanie: Barbara Jóźwiak, Fundacja forScience
Połykane przez pomyłkę fragmenty plastiku są trudne do wydalenia i niemożliwe do strawienia. Nawet jeśli nie spowodują ostrej niedrożności przewodu pokarmowego, z czasem gromadzą się w żołądkach, zabierając miejsce przeznaczone na prawdziwy pokarm. W rezultacie, mimo pełnych brzuchów, ptaki otrzymują zbyt mało substancji odżywczych by przeżyć. Problem ten jest szczególnie poważny w przypadku piskląt, które – karmione śmieciami przez niczego nie podejrzewających rodziców – często umierają z głodu zanim jeszcze opuszczą gniazdo. Te, które przeżyją, są niejednokrotnie zbyt słabe (a w ekstremalnych przypadkach zbyt ciężkie!) żeby wzbić się w powietrze.
Nie trudno się domyślić, co przesądziło o losie tego młodzieńca
© Chris Jordan
Nawet gdyby produkcję plastiku zakończono na dobre już dzisiaj i gdyby ani jeden śmieć nie trafił już więcej do oceanu, wciąż musielibyśmy zmierzyć się z dziesiątkami milionów ton plastikowych odpadów, które znalazły się tam w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat.
Patrząc na stary, rozpadający się w dłoniach plastik, można dojść do wniosku, że prędzej czy później problem śmieci morskich rozwiąże się sam. Szkopuł tkwi w tym, że degradacja, której ulegają tworzywa sztuczne to nie ten sam proces, który czeka niedojedzoną marchewkę, połamany drewniany stołek czy – w ostatecznym rozrachunku – nas. Innymi słowy, tworzywa sztuczne nie ulegają pełnemu rozkładowi na proste związki organiczne (biodegradacji), a jedynie rozpadowi na coraz to mniejsze kawałki. Nawet mikroskopijne cząsteczki plastiku, wciąż jednak pozostają plastikiem i chociaż trudno się w nie zaplątać, a czasami wręcz dostrzec, niosą ze sobą całą gamę nowych problemów. Mikroplastik jest bowiem zdecydowanie łatwiejszy do połknięcia niż, dajmy na to, plastikowa nakrętka, w rezultacie czego żywią się nim nawet najmniejsze organizmy, takie jak plankton, który stanowi z kolei podstawowe pożywienie dla setek innych gatunków.
Mewy wyglądają kwitnąco, ale istnieje spore prawdopodobieństwo, że mają w sobie plastik. Część zjadły same, a część dostały w spadku od ryb i ptaków, które upolowały.
© Antoine Kies
Dlaczego powinno nas to martwić? Tworzywa sztuczne uwalniają substancje toksyczne i mimo że ich wpływ na organizmy żywe nie został jeszcze gruntowanie zbadany, definicja toksyny nie daje podstaw do nadmiernego optymizmu. Na razie wiadomo jedynie, że substancje te odkładają się w tkankach i organach, a ich stężenie wzrasta z każdym kolejnym oczkiem łańcucha pokarmowego. Toksyny pochodzące z plastiku zaburzają gospodarkę hormonalną, a tym samym wiele istotnych funkcji organizmu, w tym wzrost, metabolizm i reprodukcję. Jeśli wciąż nie jesteście przekonani, czy jest czym się przejmować, zwróćcie uwagę jak wysoko w łańcuchu pokarmowym stoi człowiek.
Śmiecie rozpadające się stopniowo na coraz mniejsze kawałki
© Svalbard Intertidal Project 2018
Ze względu na warunki panujące w Arktyce, zalegający na wybrzeżach plastik szybko staje się kruchy, w rezultacie czego proces degradacji zabiera tam mniej czasu. Jeśli chcemy skutecznie ochronić miejscowe zwierzęta przed negatywnym wpływem wyrzucanych przez morze śmieci, musimy je usunąć póki jest to możliwe, czyli zanim zamienią się w plastikowe confetti. To właśnie, między innymi, planujemy zrobić na 23-kilometrowym odcinku linii brzegowej najbardziej na południe wysuniętego skrawka wyspy Spitsbergen.
Do Arktyki ruszamy już za dwa dni, a kolejną porcję informacji na temat projektu i tego, co znaleźliśmy na Sørkappie, opublikujemy po powrocie. Tymczasem zachęcamy Was do obejrzenia dokumentu Drowning in Plastic, poświęconego tej samej problematyce, co nasz dzisiejszy wpis. Film jest, co prawda, pełen wstrząsających zdjęć i przygnębiających statystyk, ale pokazuje również, że z problemem można walczyć i że warto to robić. Na wszelkie sposoby.