Mały ale wariat, czyli słów kilka o śniegule zwyczajnej. Część druga arktycznej ligi mistrzów

  • Post author:
  • Reading time:15 mins read

W kalendarzu koniec marca, za oknami piękna wiosna, a na Svalbardzie… no cóż, tam wciąż biało, pusto i na wskroś zimowo. Wyspy na dobre obudzą się do życia dopiero kiedy niebo nad nimi wypełni wielotysięczny peleton wędrownych ptaków, powracających, jak co roku, na miejscowe tereny lęgowe. I chociaż na to hałaśliwe widowisko trzeba jeszcze trochę poczekać, wiosnę, której nadal nie widać, można już gdzieniegdzie usłyszeć. Tak się bowiem składa, że na metę docierają właśnie pierwsi skrzydlaci zawodnicy, a zarazem jedyne ptaki śpiewające Svalbardu, czyli śnieguły zwyczajne (Plectrophenax nivalis), które – jak można się pewnie domyślić – zwyczajne zdecydowanie nie są.

Te niepozorne puchate kulki, wśród których najroślejsze osobniki ważą co najwyżej 40 gramów, to pierwszej klasy specjaliści od zimna. Jak na prawdziwych polarników przystało, śnieguły wyposażone są w naturalne puchowe skafandry, które chronią nawet ich kostki i nasadę dzioba. Poza tym, ptaki te mają niezwykle wysoką tolerancję na zimno. Radzą sobie nawet przy -50°C, a temperatura ciała, przy której pojawia się u nich ryzyko hipotermii, jest 30–40% niższa od temperatury krytycznej dla pokrewnych gatunków. Ma to jednak swoją cenę, bo tolerancja na zimno oznacza często brak tolerancji na ciepło. Średnia lipcowa temperatura powyżej 10°C to dla śnieguł skwar nie do wytrzymania, trudno się więc dziwić, że jako jedne z niewielu ptaków lądowych, upodobały sobie Arktykę. Najliczniej gniazdują na północnych krańcach Kanady, ale Grenlandia oraz podbiegunowe rejony Skandynawii i Rosji też mają wśród śnieguł swoich zwolenników. Według doniesień naukowców, w latach 60. ubiegłego wieku, co zuchwalszym osobnikom zdarzało się nawet zapuszczać w okolice bieguna północnego, gdzie przymierzały się do budowy gniazd na dryfujących radzieckich stacjach polarnych. Nie jest jasne, czy te śmiałe próby zakończyły się sukcesem, wiadomo natomiast, że w wyniku postępującego ocieplania się Arktyki, północne granice występowania śnieguł w zasadzie przestały istnieć. Łączna populacja tych ptaków szacowana jest obecnie na 30–40 milionów osobników, z czego na Svalbardzie gniazduje 1000–10 000 par.

A gdzie śnieguły spędzają pozostałą część roku? W przeciwieństwie do większości ptaków wędrownych, które na ogół szukają zimowego azylu na łaskawszych klimatycznie obszarach, śnieguły ewidentnie lubią sobie pomarznąć. Zwłaszcza ich svalbardzka populacja, która – jak dowiodły badania – polarną zimę spędza na równie lodowatej co Svalbard Syberii, gdzie tworzy liczne, wspólnie żerujące stada. Naukowcy pokusili się więc o teorię, że dla tej populacji śnieguł, głównym powodem migracji są nie tyle kwestie temperaturowe, co chęć skorzystania z bogatej oferty otwartego zakładu zbiorowego żywienia, jaki dla śnieguł stanowią zimą bezkresne stepy i pola uprawne Rosji i Kazachstanu. Tym bardziej, że panujące tam wówczas warunki skutecznie odstraszają wszelką ptasią konkurencję. Widać więc, że svalbardzkie śnieguły zimna się nie boją, a coroczne wędrówki, które mogłyby odbywać z zamkniętymi oczami, bo kierunek lotu ustalają dzięki wbudowanemu kompasowi magnetycznemu, to coś w rodzaju ekstremalnej turystyki kulinarnej. Śnieguły żywią się na lądzie, głównie nasionami i pąkami, ale na baczności muszą się przy nich mieć również owady i inne drobne bezkręgowce, w tym planktonowe skorupiaki, które w rejonach nadmorskich wyrzucane są przez morze na brzeg.

Poza sezonem lęgowym, czyli zimą, samice i samce wyglądają bardzo podobnie. Jedne i drugie są w dużej mierze płowo-brązowe.
CC0 Domena publiczna

Zimowe kolory śnieguł nabierają sensu, kiedy zdamy sobie sprawę, że Syberia zimą, choć zawsze zimna, nie zawsze bywa biała.
© Barbara Jóźwiak

Co ciekawe, Svalbard to dla śnieguł nie tylko dogodne temperatury i kuszące menu, ale również reżim świetlny, który umożliwia im rozmnażanie. Poza zasięgiem dnia polarnego śnieguły są bowiem fizjologicznie niezdolne do rozrodu. Dlaczego jednak wracają do Arktyki jako pierwsze? Naukowcy twierdzą, że grafik przylotów wynika z wyśrubowanych wymagań lokalowych, które łatwiej zaspokoić kiedy konkurencja nie jest jeszcze zbyt wysoka. Podstawowym kryterium, jakim śnieguły kierują się przy wyborze odpowiedniego terytorium, jest dostępność głębokich skalnych szczelin, które mają zapewnić samicy i pisklętom bezpieczne schronienie. Nie ma tu więc miejsca na błędy, a kilka tygodni zwłoki oznaczałoby, że poszukiwania zakłóca śniegułom, bagatela, sześciomilionowa zgraja innych ptaków! Na szczęście, na przełomie marca i kwietnia wyspy wciąż świecą pustkami, w związku z czym śnieguły mogą szukać odpowiednich miejsc w spokoju. A że na Svalbardzie o skały nie trudno, gniazda tych ptaków można później znaleźć zarówno na wybrzeżu, jak i w głębi lądu, na płaskich połaciach tundry i stromych górskich zboczach, w żyznym sąsiedztwie tętniących życiem ptasich klifów, a nawet – jak donosi Norweski Instytut Polarny – na jałowych i pustych nunatakach.

Nunataki to pojedyncze szczyty bądź grzbiety górskie wystające ponad otaczający je zewsząd lodowiec.
© Barbara Jóźwiak

Większość śnieguł, zamiast nunataków, wybiera mniej ekstremalnie położone, lecz wciąż względnie bezpieczne skalne klify, takie jak ten.
© Barbara Jóźwiak

Obowiązek znalezienia odpowiedniego miejsca spoczywa na samcach i to właśnie one docierają na Svalbard w pierwszej kolejności. Chociaż zimują i migrują stadnie, perspektywa zbliżających się godów zmienia nieco ich nastawienie do innych samców. Śnieguły stają się mniej towarzyskie, a w razie potrzeby wytrwale bronią swojego terytorium. Warto jednak wspomnieć, że na Svalbardzie konflikty natury terytorialnej (powszechne wśród śnieguł gniazdujących w innych częściach świata) należą do rzadkości. Samce tego gatunku potrafią zgodnie żerować na jednym obszarze, a jeśli już o coś się biją, to o samice, które dolatują na wyspy miesiąc później. Arktyczna zima jest już wtedy w odwrocie, a ewentualne spory o najwartościowsze terytoria – ostatecznie przesądzone.

Aby zwrócić uwagę potencjalnych partnerek, samce witają je w tak zwanej szacie godowej, lecz choć w świecie ptaków sezonowa zmiana wyglądu to zjawisko typowe, u śnieguł odbywa się ona w dość nietypowy sposób. Zamiast wymienić pióra na nowe, śnieguły ścierają ich końcówki o śnieg, wydobywając w ten sposób spod płowej szaty podstawowej (zwanej również spoczynkową) gustowne śnieżnobiałe upierzenie, ostro kontrastujące z czernią ich grzbietów, lotek i centralnych piór w ogonie. Ostatnim elementem minimalistycznej godowej stylizacji jest dziób, który z żółtopomarańczowego również zmienia kolor na czarny. Tak odmienione samce, wykonują popisy akrobatyczne i wokalne, na podstawie których samice oceniają, między innymi, ich zdolności opiekuńcze. Może się wprawdzie wydawać, że jedno nie ma z drugim nic wspólnego, ale śpiew (który wymaga sporo wysiłku) to czynność, której samiec może się oddawać tylko wtedy, kiedy nie jest akurat zajęty szukaniem pożywienia. Częste koncerty, są więc wyraźnym świadectwem wysokiej skuteczności, z jaką je znajduje, co bardzo dobrze wróży dla samicy i przyszłego potomstwa. Ale odpowiednia prezencja i częstotliwość śpiewu to nie wszystko. Samice oceniają również walory skalnych zakamarków, wybranych przez samce z myślą o gnieździe. Dopiero jeśli i na tym polu wszystko jest w porządku, ptaki łączą się w pary, w których pozostaną do końca sezonu lęgowego.

W porównaniu z szatą podstawową, szata godowa śnieguł jest znacznie bardziej oszczędna w kolorach.
© Adam Nawrot

Śnieguły nie są płochliwe wobec ludzi, można je więc obserwować z bardzo bliska.
© Barbara Jóźwiak

Gniazdo, jak u większości ptaków, buduje samica. W ruch idą więc strzępy mchu i trawy, korzenie, sierść i pióra. Na przełomie maja i czerwca, śnieguła złoży tam 5–7 jaj, z których po niespełna dwóch tygodniach wyklują się młode. Sęk w tym, że zarodki potrzebują ciepła, a skalne szczeliny, choć względnie bezpieczne, nie grzeszą z reguły przytulnością. Dlatego, aby uchronić jaja przed przechłodzeniem, samica wysiaduje je niemal bez przerwy. I tu z pomocą przychodzi samiec, który regularnie ją dokarmia. W niektórych rejonach Arktyki, samce potrafią zjawiać się w gnieździe nawet co kwadrans. Warto jednak pamiętać, że nic samicy po przekąsce jeśli kręcący się w tę i we w tę samiec zwróci uwagę drapieżnika, takiego jak lis polarny (Vulpes lagopus), którego letnie menu składa się głównie z ptaków i jaj. A że na Svalbardzie lisów nie brakuje, samce, których letnie barwy mogą rzucać się w oczy, dokarmiają swoje partnerki znacznie rzadziej. Oznacza to, że (trudniejsze do wypatrzenia) samice muszą częściej opuszczać gniazdo, co wydłuża okres inkubacji, ale badania potwierdzają, że – biorąc pod uwagę specyfikę miejscowych zagrożeń – przyjęta przez śnieguły strategia sprawdza się całkiem dobrze.

Przez pierwsze dwa tygodnie życia, pisklęta pozostają w gnieździe. Rodzice karmią je wtedy głównie (a według niektórych źródeł – wyłącznie) owadami, co na Svalbardzie, gdzie owady są towarem deficytowym, musi być sporym wyzwaniem. Może się wydawać, że dwa tygodnie to nie koniec świata, ale kolejny okres wcale nie jest dla śnieguł mniej wymagający. Nie dość, że jeszcze przez 8–12 dni zapewniają wikt swoim licznym – i żarłocznym – pociechom, same też muszą nabrać ciała. Jest już w końcu lipiec, a we wrześniu śnieguły ruszą z powrotem na Syberię, oddaloną od ich svalbardzkich lęgowisk o dobre parę tysięcy kilometrów. Aby zwiększyć swoje szanse na bezpieczne dotarcie do celu, śnieguły powinny przed odlotem zwiększyć masę ciała o mniej więcej 30%. I nie chodzi tu tylko o niezbędny przy takiej podróży zapas energii, ale też o to, że – zdaniem naukowców – u dobrze odżywionych osobników wewnętrzny kompas, dzięki któremu potrafią obrać właściwy kierunek, działa zdecydowanie dokładniej. Gdyby tego było mało, w lipcu dorosłe śnieguły wymieniają pióra na nowe, a proces pierzenia przebiega w takim tempie, że na pewien czas tracą zdolność lotu. I chociaż ptaki te świetnie się czują na ziemi, ich chwilowa niedyspozycja bez wątpienia czyni je bardziej podatnymi na ataki drapieżników. Nawet tak poważna kumulacja trudności, nie zmienia jednak faktu, że przeżywalność śnieguł jest zaskakująco duża. Wszystko wskazuje na to, że ich populacja powinna się sukcesywnie zwiększać, dziwi więc nieco, że tak się nie dzieje. Według Norweskiego Instytutu Polarnego, svalbardzka populacja podlega znacznym wahaniom (co jest normalne wśród ptaków z tego rzędu) i nie da się tu stwierdzić żadnych wyraźnych trendów. W ujęciu globalnym natomiast, liczebność śnieguł wykazuje niepokojącą tendencję zniżkową. Raport opublikowany w 2016 roku przez organizację Partners in Flight informuje, że amerykańska – a więc najliczniejsza – populacja śnieguł zmniejszyła się w ciągu 45 lat o prawie 40%.

Odpowiedzialność za ten stan rzeczy ponoszą po części zmiany klimatu, które prowadzą do rozstrojenia idealnej dotąd synchronizacji między zachowaniami rozrodczymi śnieguł a ich arktycznym środowiskiem. Wydaje się jednak, że bardziej naglącym problemem są dla nich obecnie – i tu ciekawostka – środki owadobójcze. Zwłaszcza tak zwane neonikotynoidy, czyli neuroaktywne insektycydy, powszechnie stosowane niemal na całym świecie, w tym na polach uprawnych, na których wiele śnieguł spędza zimę. W debatach publicznych neonikotynoidy pojawiają się zazwyczaj w kontekście masowego wymierania pszczół. Od dawna wiadomo jednak, że są silnie toksyczne również dla ptaków, w tym śnieguł, i stanowią poważne zagrożenie dla bioróżnorodności w ogóle. Niestety, wciąż nie ma takich strat środowiskowych, których wielki biznes nie potrafiłby zaakceptować i nic nie wskazuje na to, żeby w tym przypadku miało być inaczej.

Źródła:

Tekst powstał na potrzeby projektu EDU-ARCTIC.PL, finansowanego ze środków Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego w ramach programu DIALOG.