Jeśli spacerując po usianych śmieciami europejskich plażach pocieszacie się czasem myślą o dalekiej północy – ostatnim bastionie dzikiej przyrody, gdzie wybrzeża nie wyglądają jeszcze jak wysypisko – mamy dla Was przykrą wiadomość. Arktyka tonie w śmieciach.
Sytuacja wygląda ponuro nawet na terenach chronionych, takich jak Sørkapp, gdzie bezpośredni wpływ człowieka ograniczony jest do minimum.
Sørkapp (a konkretniej: Sørkappland) to najbardziej na południe wysunięty skrawek Wyspy Spitsbergen. Wszystko wskazuje na to, że po ustąpieniu lodowców Hornbreen i Hambergbreen stanie się on osobną wyspą, jednak póki co jest częścią Parku Narodowego Sør-Spitsbergen. Składa się głównie z gór, lodowców i arktycznej tundry, a Palffyodden, gdzie znajduje się nasza baza wypadowa (pseudonim operacyjny: Straszliwie Zmurszała Chata), leży na jego północno-zachodnim skraju.
Oprócz kilku gatunków zwierząt, nikt tutaj nie mieszka. Goście pojawiają się rzadko, bo transport publiczny i infrastruktura turystyczna w tym rejonie nie istnieją, a transport niepubliczny jest pioruńsko drogi i całkowicie zależny od warunków pogodowych, które w tych okolicach do najkorzystniejszych nie należą. Ponadto każde badania naukowe, biwak czy trekking wymagają oficjalnego pozwolenia od Gubernatora Svalbardu. Jednak mimo szeroko pojętej niedostępności, obecność człowieka jest na Sørkappie widoczna na każdym kroku – w którąkolwiek stronę by nie spojrzeć, wybrzeże usiane jest śmieciami. Ciekawi jesteście skąd się biorą? Przypływają między innymi z Europy1Po drugiej stronie fiordu znajduje się, co prawda, całoroczna Polska Stacja Polarna Hornsund, ale pomijamy ją w naszych śmieciowych rozważaniach, bo jesteśmy przekonani, że przebywający tam sezonowo naukowcy stają na wysokości zadania i utylizują swoje śmieci zgodnie z obowiązującymi zasadami.. Pchane wiatrem i prądami morskimi, w „ślepą uliczkę” Arktyki trafiają w ciągu niecałych dwóch lat. I tam najczęściej zostają.
Jeśli chcielibyście dowiedzieć się więcej na ten temat, tutaj możecie przeczytać w jaki sposób nasze śmieci trafiają do morza (skoro my ich tam nie wrzucamy), a tutaj – prześledzić ich podróż z Europy do najdalszych zakątków Arktyki2W razie gdyby animacja była dla Was mało czytelna, na końcu artykułu znajdziecie obrazek z krótkim objaśnieniem..
Utrudniony dostęp, który chroni Sørkapp przed tradycyjnym, lokalnym zaśmiecaniem, czyni go jednocześnie bezbronnym wobec śmieci napływających z zewnątrz, bo tego, co wyrzuca morze nie ma kto zbierać. W rezultacie, śmieci zalegają wzdłuż linii brzegowej, gdzie nie tylko szpecą, ale stanowią też poważne zagrożenie dla miejscowej fauny.
Mimo corocznych akcji z cyklu Clean up Svalbard, które odbywają się w dziesiątkach lokalizacji wokół całego archipelagu, na terenie, na którym będziemy działać, nie zarejestrowano do tej pory żadnych tego typu przedsięwzięć. Innymi słowy, my pierwsi zmierzymy się ze śmieciami wyrzucanymi przez fale w tym rejonie.
Dlaczego ten fragment wybrzeża był dotychczas pomijany? Powodów jest co najmniej kilka. Oprócz problemów logistycznych, o których już wspominaliśmy, trzeba się liczyć z potencjalnymi zagrożeniami w postaci licznych szkierów (ostrych podwodnych skał) i silnego przyboju (falowania przy brzegu). Mniej niebezpieczne, ale równie uciążliwe są częste mgły czy na przykład, „zasieki” z oślizłych, gnijących wodorostów. Poza tym, statki wycieczkowe biorące udział w Clean up Svalbard rzadko odwiedzają te okolice. Większość z nich płynie na północ, bo tam łatwiej spotkać główną atrakcję Svalbardu – niedźwiedzie polarne.
Dodatkową komplikacją jest fakt, że w tym rejonie znajduje się kilkanaście stanowisk archeologicznych i obiektów uznawanych za dziedzictwo kulturowe. Należy więc bardzo uważać, żeby w przypływie entuzjazmu nie uprzątnąć czegoś, co – wbrew pozorom – śmieciem nie jest.
Utrudnień, jak widzicie, jest całkiem sporo, ale ponieważ śmieci morskie nic sobie z nich nie robią, my też nie będziemy. Zanim jednak, w ślad za śmieciami, wyruszymy na Sørkapp, opowiemy Wam jeszcze, między innymi, o przygotowaniach do wyjazdu, świetnych ludziach, których udało nam się poznać i o tym, że – w odróżnieniu od morskich śmieci – czasami mamy pod prąd.